sobota, 7 listopada 2015

Prague and Poland - czy to w ogóle brzmi tak samo?


Ostatnimi czasy nie mam w zwyczaju pisać o rzeczach które jeszcze do końca się nie zdarzyły. Ale pomyłka jaka przy okazji całej sytuacji miała zdarzenie zasługuje na notkę.
Jakoś całkiem przypadkiem trafiłam na ogłoszenie rodziny w Anglii która szukała niani na okres przerwy świątecznej na wyjazd w Alpy. Niestety jednym z ich wymagań była umiejętność jazdy na nartach, której nie posiadam. Natomiast pod tym ogłoszeniem znalazłam jedno zupełnie podobne tylko po prostu z zostaniem w Anglii. Wahałam się jedynie chwile, ale na tyle krótko, że już po 30 minutach miałam gotowe babysittingowe CV po angielsku i napisałam radosnego maila z odpowiedzią do rodzinki.
Screen mojego cudeńka <3
Nie spodziewałam się zbyt wiele po tym mailu gdyż ogłoszenie było dodane 9 dni temu, na dodatek z (jak dla mnie) całkiem dobrą płacą. W momencie w którym już zupełnie zapomniałam o wysłaniu tego maila przyszła odpowiedź!
Hi Anna
thanks for your email, do you have any references from your past employees ? as I would be interested to see them....and would you be able to fly from Prague ? (...)
Zaraz, zaraz. Czy tylko ja tam widzę napisane Prague? Zaczęłam intensywnie zastanawiać się czy to na pewno list do mnie. Ale wszystko inne się zgadzało, nie mogło być też żadnej pomyłki z portalu gdyż wykorzystana została opcja odpowiedzi.
Gdy już wykluczyłam możliwość pomyłki zaczęłam się po prostu śmiać. Wyraźnie zarówno w wiadomości jak i w swoim CV napisałam, że jestem z Polski. Po śmiechu przyszła pora na zastanawianie się jak delikatnie zwrócić uwagę w odpowiedzi na to, że jestem z Poland nie Prague. W końcu zdecydowałam się na napisanie, że codziennie z Warszawy mam kilkanaście samolotów do Londynu, co mam nadzieje da zastanowienie.
Sytuacja na początku była śmieszna a teraz trochę mi smutno. Choć nie jestem wielką patriotką i z chęcią już teraz zamieszkałabym w innym kraju to jednak Polska nie jest taka zła, nie jest również mała, bo jak spojrzymy na mapę znajduje się w centrum Europy zajmując całkiem sporo miejsca. Niestety politycznie jesteśmy tak mało rozpoznawalni, że na porządku dziennym są pomyłki typu Poland- Holland. Do tej pory nie spotkałam się z pomyleniem Polski z Pragą, ale takie pomyłki potęgują tylko te uczucie, że dla innych krajów nic się nie znaczy.
Pozostaje mi jedynie nadzieja, że hostka przeczytała po prostu źle i o 10 rano w sobotę była na tyle zaspana, że nie zwróciła na to zbytnio uwagi. :)

Dodatkowo jak już o tym piszę to coś o rodzince:
Okres wyjazdu: 21 grudnia 2015r. do 3 stycznia 2016r. (14 dni)
Lokalizacja: Painswick, Wielka Brytania
Dzieci: czwórka, 1, 4, 6, 7 letnie, niestety nie było w ogłoszeniu płci
Obowiązki: Opieka nad dziećmi (rodzice są również głównie w domu, także to nie jest tak, że będę sama z rocznym dzieckiem i jednocześnie z 4, 6 i 7 letnim), sprzątanie po dzieciach, pomoc przy posiłkach, pomoc przy świątecznych porządkach.
Wynagrodzenie: 90£ / dzień (ok. 530 złotych!)
Godziny pracy: od 7 do 19, w tym przerwa na lunch

I choć przykro mi będzie nie spędzić świąt w domu, mając świadomość, że kolejnych również nie spędzę, to perspektywa zarobienia 1260£ (ok.7450 zł) za 14 dni pracy jest na prawdę bardo kusząca.

Edit [08/11]: Rodzinka się jednak  rozmyśliła. :) Napisali, że znaleźli kogoś od teraz... Więc po co w ogóle szukali na ten tylko okres? ....
1

Erasmus+ - czyli jak polecieć do Grecji za 20€.


W momencie w którym nie jestem w stanie napisać jakiegoś postu któryś raz z kolei wyznaje zasadę, że zaczynam go pisać zupełnie od nowa. Niestety w mojej głowie nie siedzi żaden pomysł jak opisać konkretnie jeden z moich wyjazdów, ale chciałabym się nim z Wami podzielić, dlatego napiszę wszystko tak spontanicznie jak tylko się da.
3 września ruszyłam na spotkanie informacyjne dotyczące Erasmusa+, wyjazdu na program młodzieżowy do Grecji. Nie spodziewałam się dostania na niego, choć bardzo tego chciałam, ale konkurencja była dość duża. Czasem jednak rzeczy których bardzo chcemy choć w nie nie wierzymy do nas przychodzą! I tak zostałam oficjalnie uczestniczką wymiany do Grecji.
2 października 2015r. od rana rozpoczęło się moje standardowe bieganie i zastanawianie się co w ogóle spakować. Ten kto leciał z małą kabinową walizką na dłużej niż tydzień doskonale zrozumie dylematy jakie mnie spotykały przy pakowaniu. Osoby które nie miały takiej okazji niech spróbują sobie wyobrazić spakowanie się w reklamówkę z Biedronki na wyjazd 4 dniowy.
W końcu gdy mi się upchać wszystko, z moją malutką walizką wyruszyłam w stronę lotniska aby spędzić cudowne 9 dni podczas kolejnej podróży. Sam przejazd do celu powodował z tysiące ataków serca.
Zaczeło się od tego, ze właściwie to nie miałam pojęcia gdzie konkretnie znajduje się przystanek autobusu jadącego na Lotnisko Modlin. Zgubiona w Warszawie przegapiłam autobus i musiałam czekać na kolejny który przyjechał po.. godzinie opóźnienia. (Kocham korki w Warszawie!)
Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt, że fragment drogi na lotnisko był w remoncie. A przejazd polegał na tym, że był jeden pas po którym raz jechała jedna strona, następnie była zmiana świateł i jechała druga strona. Oczekiwanie na przejazd pojazdów z naprzeciwka i zmiana świateł to co najmniej 15 minut oczekiwania.
Tego dnia odczułam dobroć ludzką, gdyż Pan prowadzący drugi z autobusów do którego musiałam się przesiąść ruszył wcześniej o 2 minuty dzięki czemu zdążyłam na samolot! Wbiegłam do terminalu dosłownie parę sekund przed zamknięciem wejścia. W ostatniej chwili dałam bilet do skanowania i nerwowo ruszyłam do kontroli ochrony. Teoretycznie do zamknięcia mojej bramki miałam jakieś 20 minut ale obawiałam się, że z moim szczęściem się zgubie.
Końce końców wszystko skończyło się dobrze i dzięki biletowi priorytetowemu dostałam w nagrodę 10 minut czekania na możliwość wejścia do samolotu.
Z niecierpliwością oczekiwałam na start samolotu. Przeżyłam w nim nawet chwile nieważkości, kiedy dosłownie na 2 sekundy przy wyrównywaniu lotu, cała uniosłam się w górę, jedynie pasy powstrzymały oderwanie się całkowicie od fotelu w tamtej chwili.
Nasz lot był zaplanowany trzy etapowo. Po pierwsze z Warszawy lecieliśmy do Mediolanu, tam spędzaliśmy 15h na lotnisku i następnie mieliśmy lot do Aten.
Jeden fakt z takiej podróży - jeśli nie masz zamiaru pojechać na takie oczekiwanie do miasta (bardzo chciałam to zrobić, ale niestety nie mogłam) to serdecznie odradzam koczowanie na lotnisku. No chyba że jest to jakieś wypasione lotnisko pokroju Atlanty ;)
Airport Milano Bergamo nie za bardzo mnie urzekło, a na dodatek całą noc było na nim piekielnie zimno. Zimne krzesła, lodowata podłoga, każdy wybór był zły.
Na dodatek porwały mi się trampki co spowodowało konieczność kupna nowych. Na szczęście, na dobrze wyszło, bo spędziliśmy 2 godziny w Centrum Handlowym przy Lotnisku gdzie za buty zapłaciłam 7€.

Obie pizze były bardzo pyszne! Ale nie chcę myśleć o tym ile za nie zapłaciłam po przeliczeniu na złoty...
To się dopiero się nazywa cienka pizza!
Bananas! :3 (Minionki love <3)
Lot do Aten był dla mnie totalnie niezwykłym doświadczeniem widokowym. Ale co ja będę pisać. Sami to zobaczcie. Powiem jedynie, że zdjęcia nie są w stanie wyrazić tego, co wtedy widziałam. Przez chwilę miałam wrażenie jakbym nie leciała samolotem, a stała gdzieś na jakiejś górce i patrzyła na Grenlandię.

Na początku było totalnie biało...

Później zobaczyłam to..

Oraz to..

W pewnym momencie samolot zaczął zamarzać..

Ale na szczęście na horyzoncie pojawiły się Ateny!

Cała Grecja jest jednym wielkim szlakiem górskim. Wszędzie gdzie nie spojrzysz będzie na pewno góra! Wśród tych gór, w Atenach spędziłam całkiem uroczy czas przy Akropolis i choć jego samego nie odwiedziłam, bo bilet kosztował 12€, to nie uważam tego za stracony czas.


Niestety nie miałam możliwości samotnej przechadzki po tym mieście, dlatego nie odczułam zupełnie jego klimatu. Zbierała się też pora na to, aby ruszyć na stacje kolejową, aby nie jechać tam po nocy. Sama stacja jest jedyną w całych Atenach dlatego też spodziewałam się czegoś bardziej... ekskluzywnego. Natomiast stacja wyglądała gorzej niż dw. Wschodni w Warszawie przed remontem :)
W "dziwnym" (tylko tamtego dnia, bo potem się okazało, że w Grecji to normalne) kiosku zdobyłam też produkt którego w Polsce się nie dostanie. A że był dość tani to oczywiście musiałam go kupić.

Przestawiam Wam 7daysa przy 1,5 litrowej wodzie.
Takie duże to było :O
Na samym końcu podróży, wreszcie po 36 godzinach, dotarliśmy do Larissy, naszego celu. Ulga była niepowtarzalna i marzyłam tylko o tym aby wreszcie się położyć, nawet jeśli przede mną były tylko 3 godziny snu.


Całego projektu nie będę opisywać, owszem, był bardzo fascynujący i jeśli miałabym okazje na pewno pojechałabym na niego jeszcze raz. Ale czuje jakoś wewnętrznie, że to moje doświadczenie w innej sferze, a tutaj chciałabym zawrzeć tylko to co dotyczy podróżowania. Napiszę jedynie, że zajmowaliśmy się historią Europy w kontekście Unii Europejskiej i teraźniejszości. W całej wymianie brali udział Polacy, Grecy i Niemcy i ogólnie było na prawdę dużo śmiechu, zabawy i pracy!
Podczas pobytu w Larissie zaplanowane mieliśmy dwie wycieczki, nad morze i w góry. Tak dla urozmaicenia. :)
Wycieczki w góry na prawdę nie da się opisać słowami. Widoki które tam zobaczyłam pozostaną we mnie na długo. Była to jedna z najwspanialszych rzeczy jaką widziałam w swoim dotychczasowym życiu. Abyście poczuli o co mi chodzi zapraszam do ujrzenia kilku zdjęć, ale najbardziej do osobistej wycieczki do Meteory.




Volos natomiast było miejscem nad morzem które odwiedziłam. Tą wycieczką byłam trochę zwiedzona bo nie udało mi się zrealizować żadnych z celów, które sobie przeznaczyłam na to miejsce.
Na szczęście dopisało mi słońce kiedy najbardziej go potrzebowałam i przy dobrej mrożonej kawie złapałam trochę witaminy D wylegując się w porcie.


Takie lody dostaliśmy jako deser w restauracji. Podobno jest to całkiem normalna forma podawania lodów w Grecji.
Przed opisem mojego powrotu do Polski chciałam napisać jeszcze kilka ciekawostek o Grecji, które zdołałam zaobserwować podczas pobytu. W głównej mierze dotyczą one mieszkańców Larissy, bo tam właśnie spędziłam najwięcej czasu.
1) Grecy przechodzą przez ulice gdzie tylko chcą i kiedy chcą. Nawet na oczach policji. Dla nich czerwone światło jest tylko znakiem aby rozejrzeć się czy nic nie jedzie.
2) Zawsze do każdego posiłku podawany jest chleb, ser grecki i oliwa.
3) W restauracjach dają Ci za darmo wodę, ale następnie musisz coś zamówić.
4) Tak jak w krajach Ameryki Południowej papier toaletowy wrzuca się do kosza na śmieci nie do sedesu, tak, ten zużyty też. (To kwestia tego, że rury kanalizacyjne są małe)
5) W pokojach hotelowych masz specjalne drzwi oprócz zwykłych okien, które możesz zamknąć aby zasłonić się przed słońcem.


6) Grecy na kolacje jedzą ciepłe jedzenie, które my spokojnie moglibyśmy uznać za obiad.


7) Podczas posiłków grecy ciągle rozmawiają, to normalne, że po zjedzeniu siedzi się godzinę i rozmawia. To samo jest jak idziesz na kawę lub gdzieś na miasto. Nawet jak zjadłeś to możesz siedzieć do woli i rozmawiać, a właściciel restauracji nawet nie pomyśli o tym aby Cię wyprosić.
8) W niedziele wszystkie sklepy są zamknięte oprócz ulicznych kiosków, (btw. nazywają się dosłownie "Kiosk") które wyglądają jak stragany.


9) Dosłownie wszędzie są bezdomne koty. W s z ę d z i e !
10) "Ne" po Grecku oznacza tak. :) ναι!

Droga powrotna miała okazać się bardziej emocjonująca od przyjazdu. Korzystając z 9 godzin przerwy pomiędzy lotami, wreszcie mieliśmy pojechać do Mediolanu! Niestety z 9 godzin łącznie z dojazdami, czekaniem na grupę i wszystkim innym zrobiły się zaledwie 3 godziny z których 1,5 spędziliśmy w jakieś zupełnieniewłoskoklimatycznej "restauracji". Zjadłam tam placek z warzywami, bo pizzą tego nazwać nie można było i wypiłam totalnie niedobrą macchiato espresso.


Jednak zebrała się grupa osób która postanowiła wyruszyć na główny plac w Mediolanie. Zawiedziona tym co na razie zobaczyłam z entuzjazmem ruszyłam do metra i wreszcie trafiłam tam gdzie chciałam.



Żałuje jedynie, że spędziłam tam tak mało czasu i że akurat była to sobota z masakrycznym tłumem ludzi. Cieszę się jednak, że spędziłam parę chwil siedząc na schodach przed katedrą i wchłaniając rzeczy dziejące się wokół mnie. Ten czas szybko minął i musieliśmy wracać na lotnisko aby zdążyć na lot do Warszawy. Rozglądałam się wokół starając się zabrać ze sobą choć trochę tego co udało mi się zobaczyć, ale zdawałam sobie sprawę, że to nie wszystko.



Ten wyjazd był jak najbardziej udany. I choć możecie odnieść wrażenie, że trochę w tym poście narzekam to gdybym miała podjąć decyzje, jeszcze raz, czy lecieć to postąpiłabym dokładnie tak samo. Dzięki całemu programowi wymiany uświadomiłam sobie tyle rzeczy, że po prostu nie da się ich teraz zabrać i zastąpić innymi.
Ach.. i tytuł wziął się stąd, że za cały wyjazd wydałam tylko 20€ tzw. "opłaty programowej". (Nie licząc "kieszonkowego".) Wszystko począwszy od biletów lotniczych, skończywszy na hotelu, wycieczkach i jedzeniu było zapewnione przez Unie Europejską. :)
Na koniec kilka zdjęć z podpisami. Bo tak na prawdę to one oddają cały klimat całej tej przygody.

Butowa zdobycz na wyprzedaży 50%!
Sprytny sposób na ulotki.
Miejsce w którym zaczęłam myśleć nad tym, jak niesamowite są to budowle i chciałabym ujrzeć świat w którym były one codziennością, a nie zabytkiem.
Moi wierni towarzysze.
Śniadania pierwsza klasa. Szczególnie sok pomarańczowy codziennie.. I brzoskwinie! 
Moje piękne środkowe łóżko.
Miłe było posiadanie lodówki w której mogłam schłodzić wodę, w końcu w Grecji było ponad 25 stopni momentami!
Czy tylko mi ta suszarka kojarzy się z takimi co były kiedyś na basenach?


Jedno mogę powiedzieć. Pewien urok posiadają wycieczki zorganizowane, możliwość przebywania z ludźmi których "znasz", jakiś określony plan działania. Ale tak na prawdę to co kocham, to samotne wędrówki bez zamierzonego z góry celu, ewentualnie z drugą osobą która chce dosłownie tego samego. Dopiero wtedy odkrywa się cały świat który, choć ukryty, jest tam aby oświecać nas swoją wspaniałością. Na tym wyjeździe jak dla mnie było zbyt mało czasu abym mogła się nacieszyć Atenami, Mediolanem, Meteorą czy Volos. Zbyt mało czasu aby rozkoszować się po prostu ich klimatem. I choć w Larissie mi się to udało, to do innych miejsc wróciłabym ponownie po to aby poczuć je, a nie pędzący czas.
Ευχαριστώ. Αντίο. [Efcharisto. Andijo.]
0
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.