czwartek, 17 września 2015

Wakacyjnie - Obóz Harcerski & Autostopowy Berlin


Uhu! Nie pisałam tu już ponad miesiąc, ale przyznajmy sobie szczerze, nikt nie zwrócił na to uwagi. ;)
Dziś postanowiłam wreszcie opisać moje wakacje które właściwie nie były jakoś bardzo szalone, ale moim zdaniem godne zapamiętania. W tym momencie ostrzegam, że w tym poście będzie dużo zdjęć!
Zacznijmy więc opisywanie od początku.

Obóz Harcerski
Gdyby ktoś w kwietniu powiedział mi, że za 3 miesiące z powrotem pojadę na obóz i spędzę miesiąc w lesie to bym go wyśmiała. Decyzja o tym zapadła dość niespodziewanie i w dużej mierze była spowodowana tęsknotą za klimatem obozowym, za harcerstwem. Tak więc pełna nieznanej mi do tej pory energii pojechałam na obóz! Nie mogę powiedzieć, że było na nim perfekcyjnie, bo nie było, ale szczerze mogę powiedzieć, że nie żałuje iż tam pojechałam i mogłam... tak na prawdę po raz ostatni... poczuć się jednością z tym wszystkim.

Leśne szaleństwo i chodzenie po drzewach. 
To było niesamowite, pewnego wieczoru zamiast się po prostu ściemnić nagle świat zrobił się totalnie pomarańczowy.



Oprócz lenichowania, organizowania, podziwiania również szukałam wszelkiego czasu na naukę niemieckiego.

Siedząc na punkcie jednej z wielu gier mogłam podziwiać cudowne niebo. Las w dzień i niebo w nim jest na tyle niesamowite, że często nie mogłam oderwać wzroku. Nocą zaś potrafiłam kłaść się na ściółce i patrzeć na korony drzew i gwiazdy próbujące przebić się przez nie. Warty nocne w moim wykonaniu polegały właśnie na ciągłym leżeniu na ściółce, słuchaniu odgłosów lasu i patrzeniu w niebo. To był na prawdę niezwykły czas i całą sobą cieszyłam się z tego, że jestem w lesie.


Podczas jednego z kominków, niestety nie ognisk bo nie mogłyśmy w podobozach rozpalać watry, dostałyśmy zadanie dotyczące naszej przyszłości. Chodziło o to, co chciałybyśmy osiągnąć, jak widzimy siebie za 5-10 lat, co będziemy robić. Taka droga marzeń. Mega mi się spodobało te zadanie i całkowicie się mu oddałam. Efekty możecie natomiast podziwiać właśnie na zdjęciu powyżej.

Moja kochana prycza którą sama zbudowałam! Na prawdę była wygodna.
Obóz ten był jednocześnie niesamowity, przerażający, męczący, dający odpoczynek i wiele różnych sprzeczności ze sobą. Myślę, że to właśnie ten ostatni obóz w jakiś sposób ze mną zostanie na dłużej choć na pewno nie zastąpi mi on wyjątkowych chwil z pozostałych 6.

Między wyjazdami
Gdy wróciłam do Warszawy z obozu był już prawie sierpień. Cały lipiec przeleciał mi ekspresowo i nawet nie mam zielonego pojęcia kiedy. Cieszyłam więc się czasem wolnym w Warszawie, również poświęcałam go trochę przyjaciołom aby nie czuli się zaniedbani. :P

Kocham to zdjęcie!
Tak żeby było zabawniej wyrwałam też sobie zęba i jeździłam nocą po mieście. Ah. No i oczywiście założyłam bloga!
Niebo o 5 rano. To było na prawdę niesamowite, cały świat był fioletowo-różowy.
Totalnie jakoś te wakacje obfite są w niesamowite zjawiska.

Starałam się również uczyć niemieckiego. Nie było to niestety z powodu mojej pasji do tego języka, a raczej ze względu na to, że pod koniec sierpnia czekała mnie z niego poprawka.


Autostopowy Berlin
Związku z poprawką z niemieckiego już w czerwcu postanowiłam, że wyjadę na parę dni do Niemiec aby "oswajać się z językiem". Chęć też wyjazdu zdeklarowała moja przyjaciółka i razem zaplanowałyśmy naszą wyprawę. Aby nie wydać na nią fortuny postanowiłyśmy postawić na autostop i couchsurfing. Naszym planem było pojechać nad niemieckie morze.

Dzien pierwszy - 20 sierpnia 2015r. (czwartek)
Umówiłyśmy się o 8 rano na przystanku Szeligowska, końce, końców przez moją odwieczną sklerozę spotkałyśmy się tam po 9. Pełne energii stanęłyśmy trochę za przystankiem i zaczęłyśmy łapać. 


Szybko miny nam zrzedły gdyż nikt nie chciał się zatrzymać. Po aż trzech godzinach postanowiłyśmy ruszyć dalej przed siebie, stwierdzając, że po prostu pewnie stanęłyśmy w złym miejscu. Przemieszczałyśmy się tak coraz bliżej autostrady. Wreszcie stojąc całkiem blisko niej, klika minut po 15 zatrzymał się nasz pierwszy w tej podróży stop. Dobrze liczycie, stałyśmy tam 6 godzin. Nie mam pojęcia skąd znalazłyśmy na to cierpliwość, zwłaszcza znajdując się tak blisko domu.
Pomimo, że Pan jechał do Łodzi a nie upragnionego przez nas Poznania, z przysłowiowym autostopowym "Byle dalej" zabrałyśmy się z nim oczywiście ucieszone, że ktoś się wreszcie zatrzymał.


Takie karteczki zostawiałyśmy cichaczem kierowcą na siedzeniach. Z nadmiaru emocji aż wyszło "Thanks you" zamiast "Thank you" ale co tam!

Właściwie podczas kolejnych przejazdów nie działo się nic interesującego (no dobra, działo się, ale raczej chce o tym zapomnieć, więc nawet nie będę tego opisywać). 
Zaprezentuje Wam jedynie moją rozpiskę trasy z kim i o której jechałyśmy.


Końce, końców jak możecie zauważyć dojechałyśmy do Berlina. Spowodowane było to tym, że Litwin z którym jechałyśmy w okolicach 22, totalnie przegapił zjazd na Szczecin, o którym mu mówiłam, bo był święcie przekonany, że chcemy jechać do Berlina. Gdy to zauważyłyśmy zaczęłyśmy się zastanawiać czy wysiadamy i cofamy się do zjazdu, czy jedziemy dalej. W końcu padło na Berlin. 
Właściwie co zabawne, przegapił on również zjazd na Berlin przez co w okolicach 1 w nocy wylądowałyśmy na MOPie około 20 km za Berlinem.
Tam postanowiłyśmy, że jesteśmy już tak totalnie zmęczone, że walimy to i idziemy spać. Akurat dość przypadkowo przy tej stacji był sobie jakby taki park z zakątkami gdzie były ławki. Od razu skojarzyły mi się one z wielkimi pryczami i stwierdziłam, że to idealne miejsce na spanie. (Niestety nie mam zdjęcia czego bardzo żałuje. :< )
Udało mi się tam pospać może z 3 godziny, gdy zostałam obudzona przez Lidie.. i wtedy zrobiło mi się okropnie zimno. Już wcześniej budziłam się ze dwa razy bo było mi zimno, za pierwszym zrobiłam sobie jeszcze jeden koc z dwóch ręczników plażowych które miałam ze sobą, za drugim po prostu ubrałam bluzę i poszłam dalej spać. Abym wstała oprócz zimna przekonało mnie również zaproszenie na gorącą czekoladę.

Zmarznięte przechodzimy na drugą stronę autostrady.
Poszłyśmy więc na stacje gdzie oczywiście co? Nikt, ale to nikt nie mówił po angielsku. Na szczęście wystarczyło przeczytać to co chciałyśmy z tablicy i po zapłaceniu 3 euro za sztukę dostałyśmy wielgaśny kubek kakao które było na prawdę dobre!
Później ruszyłyśmy na polowanie kolejnego stopa. Musiałyśmy przedostać się na drugą stronę autostrady i tam szukać jakiegoś odpowiedniego miejsca na łapanie. W końcu do Berlina podwóz nas jakiś pan który zatrzymał się tylko po to aby powiedzieć nam, że nie powinnyśmy stać w miejscu w którym stałyśmy. I tak o to, wreszcie po 22 godzinach dotarłyśmy do Berlina! 

Dzien drugi i trzeci - 21-22 sierpnia 2015r. (piatek-sobota)
1) Pojechać wskazówkami berlińskiego metra i znaleźć się po drugiej stronie miejsca gdzie chciało się być, a potem...
2) Obejść dookoła parlament(?) niemiecki tylko dlatego, że nie chciało się iść prosto.


3) Kupić najdroższą wodę świata za 2€ - 0,5l tylko po to aby po chwili kupić 1,5 wodę w Malu za 0,19€.

4) Leżeć na ziemi w najbardziej ruchliwym miejscu w Berlinie i machać do ludzi który patrzą się na Ciebie dziwnie, gdy Ty zmęczona czekasz na powrót koleżanki ze sklepu.
5) Robić sobie zasłonkę przed słońcem z postawionych plecaków siedząc na środku Alexanderplz.
6) Siedzieć i szukać na mapie idealnego miejsca na nocleg a potem po prostu tam pojechać nie wiedząc nawet czy w ogóle będzie coś tam dobrego.
7) Spędzić noc w środku lasu w którym Niemcy chodzą sobie po prostu na spacer z pieskami. (To tak jakby rozbić sobie namiot w Parku Skaryszewskim.)
8) Myć głowę w jeziorze za pomocą menażki wojskowej.
9) Rozmawiać z Niemcem który przyszedł na spacer z psem o tym, że się nocowało w tym lesie a potem zostać za to pochwalonym.
10) Robić bańki mydlane na środku Alexanderplz tylko po to aby choć trochę zarobić bo nie ma się już żadnych funduszy i zdobyć dzięki temu tylko 3€


11) Postanowić wracać do domu po południu w sobotę i ruszyć oczywiście nieznaną sobie trasą w poszukiwaniu autostrady.
12) Przejść jakieś 15 km autostrady bardzo dziwną trasą.
13) Zostać zgarniętym przez policje niemiecką z tej autostrady i zostać odwiezionym na stacje znajdującą się dosłownie jeden przystanek od miejsca z którego wyruszyłeś po południu.
14) Obrać w końcu kierunek który znalazłaś polecony w necie i w ciemno znów ruszyć w tamtym kierunku obawiając się, że spotkasz kanara bo przecież nie stać Cię już na bilet.

Późno a my przemy do przodu w poszukiwaniu autostrady!
15) W końcu o jakiejś 24 dotrzeć do upragnionego miejsca, które jest McDonaldem znajdującym się przy autostradzie.
16) Po raz pierwszy płacić kartą za granicą i dowiedzieć się, że nawet prowizji nie pobierają Ci za płatność w innym kraju, inną walutą.
17) Spać w McDonaldzie w strefie odgrodzonej pod kocykiem.

Dzien czwarty - 23 sierpnia 2015r. (niedziela)
W końcu po burzliwych wydarzeniach poprzedniego dnia z udziałem niemieckiej policji, z nową energią ruszyłyśmy aby w końcu wrócić do Polski.
Poszczęściło się nam, ponieważ wróciłyśmy do niej tak na prawdę stojąc tylko 2 razy łapiąc stopa. Za pierwszym razem przy MCD zatrzymał się Polak mieszkający w Niemczech i mający własną firmę transportową. Nie dość, że nas zabrał choć stałyśmy w dość nierozsądnym miejscu tuż obok komisariatu policji (tylko dlatego nas zabrał, całe życie na przypale widzę :O) to jeszcze zorganizował nam dojazd bezpośrednio do Polski!
Także w zorganizowanym przejeździe który po prostu był lawetą przewożącą samochód (yeah! laweta, takiego stopa to nie złapałam!) dojechałyśmy aż do okolic Świebodzina.
Tam natomiast zatrzymał nam się TIR blokując cały zjazd na autostradę ale co tam!


Wreszcie odetchnęłyśmy z ulgą i zostałyśmy dowiezione do Nadarzyna skąd mogłyśmy spokojnie wrócić autobusem do Warszawy, do domów.
Zdecydowanie ten wyjazd mogę podsumować jednym zdaniem. 
Było zajebiście super, ale ten kto twierdził, że z Berlina jest cholernie trudno się wydostać miał świętą racje!
Te zdjęcie oddaje pełnie zmęczenia i jednocześnie zadowolenia!


Poprawka z niemieckiego
Kolejną moją "przygodą" tych wakacji była wspomniana już poprawka z niemieckiego. Wyjazd do Niemczech miał mi pozwolić osłuchać się z niemieckim, ale szczerze, to wszędzie po prostu słyszałam albo polski, albo angielski więc było to dość trudne.
Dlatego gdy wróciłam do Polski ogarnęła mnie lekka panika. Poprawka miała być 26 sierpnia a ja dopiero 24 byłam w stanie logicznie zacząć myśleć. Ah, żeby nie było, że nie uczyłam się cały rok i stąd poprawka. Otóż nie moi drodzy. Zmieniłam szkołę 3 miesiące przed końcem roku szkolnego i związku z tym, że w mojej nowej szkole nie było hiszpańskiego którego się uczyłam prawie dwa lata musiałam zaliczyć właśnie dwa lata z niemieckiego... dostałam na to 1,5 miesiąca. Uroczo, prawda?
Dlatego właśnie zostawiłam sobie poprawkę spokojnie na wakacje.
Tak więc... zostały dwa dni. Ogarnięta tą swoją lekką paniką zaczęłam oczywiście przesiadywać nad tym niemieckim i starać się przypomnieć co w ogóle miałam na egzaminach komisyjnych pisanych w czerwcu. Uczyłam się też słówek za pomocą strony Quizlet.com, którą serdecznie polecam do nauki!
Dzięki niej w te dwa dni nauczyłam się prawie 300 słówek. I to nie tak, że kojarzyłam je, ale po prostu umiałam powiedzieć zarówno zapytana o nie po polsku jak i niemiecku.
Nastał więc dzień poprawki. Oczywiście miałam wielkiego stresa, bo co ja bym zrobiła jakbym jej nie zdała?
Weszłam do sali nie do końca pewna swojej wiedzy... i wyszłam z niej po 20 minutach po dostaniu testu. Wszyscy na mnie patrzyli jak na wariatkę.. "Jak to? Ona już wychodzi? Czyżby się nie nauczyła?". A ja po prostu wzięłam, napisałam to co umiem i nie siedziałam kolejnej godziny nad tym co wiedziałam, że po prostu nie umiem. Dwa razy zdążyłam jeszcze policzyć mniej więcej punkty za zadania które rozwiązałam. Wychodziło na to, że na spokojnie zaliczę. Pozostawał jeszcze ustny.
Na nim poszło mi trochę gorzej, ale na prawdę ktoś oczekiwał, że ucząc się sama przez zaledwie 2,5 miesiąca będę w stanie perfekcyjnie mówić w języku na poziomie A2/B1?
I w końcu nadeszły wyniki. Zdałam! I to jak, z części pisemnej miałam 60%, z części ustnej 45%!
Na moje tak na prawdę dwa dni nauki byłam mega dumna z siebie.
I wreszcie mogłam oficjalnie powiedzieć "Zdałam! Jestem uczennicą III klasy liceum!".

Świeżo upieczona tegoroczna maturzystka!
I tak oto minęły moje wakacje.. kolejne dni były nerwowym oczekiwaniem na informacje o tym, czy zostałam przyjęta do szkoły do której złożyłam dokumenty, ale o tym więcej będzie przy okazji opisu mojej szkoły i matury.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

1 komentarz :

  1. Zazdroszczę przygody. Mi rodzice by w życiu nie pozwolili jechać stopem i to jeszcze za granice.

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.